Uff... po przejściowych kłopotach z naszym "środkiem transportu", znowu można było wymknąć się na łono natury. Zobaczyć też na co teraz jest czas. Oczywiście teraz jest czas na jagody. Jest ich sporo. I nawet dało się je pozbierać bez problemu (chyba komary lubią pospać), jednakże trzeba wybrać porę ranną (bez przesady oczywiście...nie lubię się zrywać o świcie:). Przez 1,5 godziny można było uzbierać po 1,5 litra jagód bez zbytniego pośpiechu, no i miseczkę kurek. No i rano naprawdę czuło się to świeże, leśne powietrze.
Gdy zbierałam jagody natknęłam się na takiego "pana żuka".
Jagód jest coraz więcej.
W zeszłym roku też byłam pod tym drzewem.
Bez koralowy...dziwnie wcześnie owocuje.
Wawrzynek wilczełyko, tych jagód nie polecam.
Kwitnący wiesiołek, wartościowsze są jego nasiona niż kwiaty, ale pięknie wyglądają.
Pierwsze maliny - na brzegu lasu, reszta jest jeszcze zielona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz